wtorek, 25 września 2018

Piąty


„Bo kochanie Ciebie jest zbyt ciężkie”

    Obracałeś w smukłych palcach fotografię wykonaną trzy lata temu. Prychnąłeś pod nosem, dostrzegając twoje szczelnie otulające brunetkę ramiona i rozpromienioną twarz spoczywającą tuż nad jej obojczykiem, o który wspierałeś się brodą. Była wówczas twoją ostoją. Siała równowagę i wskazywała ją w twoim życiu. Nic wtedy nie zapowiadało tego, że blondyn stojący obok ciebie w kąpielówkach z bawiącym ją wzorem i przyklejonym do twarzy wiecznym delikatnym, ale szczerym, wyrażającym szczęście uśmiechem zgarnie ci ją z przed nosa. Pamiętałeś ten słyszalny doskonale dla twoich uszu trzask łamanego serca, gdy ujrzałeś jak kilka godzin po zakończeniu waszego związku, choć ona nadała mu miano wakacyjnego romansu, przyciągał ją do siebie ramieniem, zaczepiając o jej kark i chichotał błogo, wpatrując się prosto w jej oczy. Odgłos jego śmiechu niósł się echem o opustoszałej i skąpanej mrokiem plaży, siejąc pierwsze stężenie bólu w twoim sercu. Później widziałeś tylko jak tonie w jej słodkich, smakujących wiśniowym balsamem ustach, a ona zadowolona oplata ramiona na jego szyi i odwzajemnia pieszczotę. Oniemiały wpatrywałeś się wówczas w dwójkę najbliższych ci osób złączonych w pocałunku, kręcąc głową przecząco, chcąc wymazać ten obraz z zakamarków umysłu i pragnąc wyrwać się z tego amoku. Nie chciałeś dłużej się im przyglądać, ale nie potrafiłeś oderwać od nich wzroku. Oszroniona butelka wypełniona chmielowym trunkiem wyślizgnęła ci się z dłoni, opadając na przybierający barwę złocistą podczas dnia skąpanego słońcem piasek, a suche oczy odczuły natychmiastową potrzebę nawilżenia i tak właśnie Tomasz Fornal skryty za pancerzem, na pozór niezniszczalny  na boisku, twardy został złamany, pokonany. Osunąłeś się po powierzchni ściany znajdującego się za twoimi plecami pokoju i zacisnąłeś powieki, chcąc powstrzymać nadmiar słonej cieczy ściekającej po twoich policzkach. Zdawałeś sobie jednak sprawę, że łzy nie oczyszczą twoich oczu z przyswojonego wcześniej tak raniącego cię widoku. Dopiero te okoliczności uświadomiły ci jak kruchym człowiekiem byłeś, Tomaszu. Podczas nieobecności twojego współlokatora na tym wyjeździe zdążyłeś posmakować chyba wszystkich zasobów w jakie wyposażony był barek  w waszym wspólnym lokum i wylać multum łez, urozmaicając nieskazitelnie białą poduszkę w widoczne mokre ślady. Przyłożyłeś policzek do wilgotnego materiału i westchnąłeś wtedy głęboko, zdając sobie sprawę jak psychicznie i bezpowrotnie runąłeś doszczętnie do samych fundamentów i wiedziałeś już, że nie ma dla ciebie ratunku. Tak też było po dzień dzisiejszy, kiedy stadium twojego cierpienia osiągało niemal szczyt. Miętoliłeś w ręce kawałek śliskiego papieru i miałeś ochotę z bezsilności zanosić się niepohamowanym, głośnym śmiechem, który przeciąłby nieskazitelną, przeszywającą ciszę w pokoju twojego rodzinnego domu. Otarłeś wilgotne policzki zewnętrzną częścią dłoni i okazało się, że miałeś idealne wyczucie, gdyż niespełna dwie sekundy po tym posunięciu do wnętrza twojego kącika wtargnęła brunetka. Runęła na materac twojego łóżka i roześmiała się wesoło, patrząc na twoją oświetloną przez blask księżyca twarz.
- Tomuś, co ty dziś taki jakiś milczący? - dźgnęła cię palcem tuż pod żebrem, uśmiechając się zadziornie. - Co?
- Trudy sezonu dają o sobie znać. - wzruszyłeś ramionami, uraczając ją przelotnym spojrzeniem. - Za to ty jaka rozpromieniona latasz.  - wzniosłeś wysoko kąciki ust, posyłając jej szczery uśmiech, bo w głębi cieszyłeś się z jej szczęścia.
- Ach, miłość Tomaszu, miłość. - mruknęła rozmarzonym głosem. -A czy ja się doczekam jakieś piękności przy twoim boku? - obróciła się i spoczęła na brzuchu, opierając twarz na dłoni i przyglądając ci się uważnie.
Była taka rozkoszna. Chłonąłeś nałogowo błękitnymi tęczówkami jej rozczochrane, ciemne kaskady, które zapewne co wypuściła ze splecionego kilka godzin temu warkocza. Ich kosmyki walały się po jej twarzy, dodając uroku, a ty nie miałeś najmniejszej ochoty ich uporządkować i schować za ucho. Nadal nie dowierzałeś w to jak można być tak świetlistą osobą jak ona. Jej czekoladowe tęczówki non stop śmiały się do ciebie, dzieliły rozlanym po nich rozradowaniem, a usta tak proszące się o wyciskanie na nich licznych czułych, przepełnionych miłością pocałunków wykrzywiały w rozczulającym twoje serce promiennym, cholernie szczerym, nie wykreowanym na pokaz uśmiechu. Łaknąłeś zatopić się w nich bez opamiętania i wpleść palce w jej miękkie włosy, ale nie mogłeś. Nie posiadałeś na to pozwolenia uzyskanego od niej samej. Już dawno pogodziłeś się z rolą jej najlepszego przyjaciela, kogoś komu mogła oprzeć się na ramieniu i zwierzyć ze wszystkiego, kogoś komu mogła wyjawić najbardziej żenujące historię, kogoś komu mogła poprawiać humor i oczekiwać także wsparcia dla swojej osoby w trudnych momentach, które oczywiście gwarantowałeś jej niemal natychmiast, goniąc srebrnym Hyundaiem prosto z miasta leżącego pod Warszawą i łamiąc liczne ograniczenia prędkości.
- Powiem ci, że ciężkie pytania zadajesz. - roześmiałeś się, pstrykając ją w nos.
- Och, no tak. Zapomniałam, że przecież ty stawiasz na spontan, Tytus. - uderzyła się teatralnie z otwartej dłoni w czoło.
Takim właśnie sposobem doświadczyłeś możliwości jej spotkania. Znienacka, niespodziewanie, a nim się obejrzałeś raptownie zasiała spustoszenie w twoim umyśle, ciele i sercu. Zachłannie zagłębiała się w otchłani każdego z tych wymienionych elementów, aż w końcu pochłonęła całego ciebie, Tomaszu.
- Tak, owszem. – zaśmiałeś się, kiwając palcem w jej kierunku.
A później nim się zorientowałeś lustrowałeś wnikliwie jej otuloną bezbronnością, niewinnością twarz. Z głową usytuowaną na twojej klatce piersiowej  oraz nogą przerzuconą przez twoje uda zwiedzała krainę Morfeusza, kiedy ty zaciskałeś szczękę, aby nie poddać się atakowi słabości.

~*~
Witam i o wasze odczucia przed trzecia fazą mundialu pytam 😁 Ja powiem tylko, że wierzę i czuję, ze jeszcze rozgromimy nie jedna drużyną ☺️ Poznałyście kulisy tego jak Tomek zareagował na pierwszy cios wymierzony z rąk brata oraz ukochanej 😏
Co będzie dalej dowiecie się niebawem 😊 Do zobaczenia za tydzień, a jutro jak dobrze pójdzie widzimy się na Arturze , w czwartek na Kedzieeksim 😘

wtorek, 18 września 2018

Cztery


“Tak długo opakowywałem się w milczenie, 
że trudno mi się rozpakować w słowach.”

Oderwałeś czoło od chłodnej powierzchni budynku i zadarłeś wzrok na stojącego naprzeciw ciebie brata. Jego błękitne tęczówki znacznie ciemniejsze niż twoje przeszły na wskroś twoją twarz spojrzeniem pełnym troski, a jego lewa brew była lekko uniesiona. Wysiliłeś się na nikłe wzniesienie kącików ust w jego kierunku i poklepałeś go po ramieniu, zapewniając, że wszystko jest w porządku.
-Właśnie, że nie jest.- stwierdził stanowczo.- Tomek, ty płakałeś.-wypowiedział twardo, przyglądając się zaczerwienionym obszarom wokół twoich oczu.
-To nic takiego.-machnąłeś dłonią, ocierając jej zewnętrzną częścią pozostałości po płaczu.- Po prostu coś wpadło mi do oka. –wzruszyłeś ramionami.
- I oboje oczów masz czerwonych?- splótł ramiona na klatce piersiowej blondyn i oparł się o ścianę, patrząc na ciebie wyczekująco.- Co się dzieje?
- Nic, Janek. – odparłeś neutralnym tonem.- Źle się czuję i tyle.
- To w końcu oko czy złe samopoczucie? – kontynuował temat starszy brat.
-Och, daj mi już spokój.- westchnąłeś głośno, przewracając oczami. –Gratulacje braciszku. Uziemiłeś się. –posłałeś mu szeroki uśmiech i zamknąłeś w silnym uścisku.
Przyjmujący zachichotał głośno na twoje słowa i także objął cię ramionami. Poklepałeś go po plecach solidnie, wysłuchując tego jak długo przymierzał się do tego czynu. Kiwałeś jedynie głową, uśmiechając się blado pod nosem. To ty miałeś być tak szczęśliwy na jego miejscu. To ty miałeś ujmować jej drobną dłoń w swoją i nakładać mieniący się pierścionek na jej chudy palec, chłonąc jej lśniące ze wzruszenie i euforii oczy. Cholera, to ty miałeś sobie z nią ułożyć życie. Nie on. Czułeś tą lawinę przemieszczającą się z każdą sekundą po coraz to większej powierzchni twojego wnętrza pociągającą za sobą smutek i ból. Niosła za sobą zagrożenie. Miałeś ochotę paść na kolana i krzyczeć z rozpaczy jaka wyżerała cię od środka. Nie miałeś już z Jankiem żadnych szans. Mogłeś zawalczyć za nim wyrył znamię przynależności do siebie na tej ukochanej przez ciebie brunetce, ale nie podjąłeś się tego. Nie mogłeś jej skrzywdzić. Zburzyć jej idealnego, skąpanego beztroską świata w postaci twojego brata. Była zbyt krucha. Nie odważyłbyś się.  Oderwałeś się od człowieka noszącego w sobie te same węzły krwi co ty i minąłeś go w wejściu do środka budynku. Napotkałeś na sobie zmartwione spojrzenie dziewczyny, a z jej ust padło pytanie czy wszystko dobrze. Skinąłeś jedynie głową i przyciągnąłeś ją do siebie, kiedy wtuliła się w twoje ciało piszcząc z powodu wydarzenia, którego świadkiem być nie zamierzałeś.
-Jest piękny.-oznajmiłeś z promiennym uśmiech, podziwiając błyskotkę znajdującą się na serdecznym palcu prawej dłoni.
- Tym razem się postarał.- rzekła chichocząc uroczo.
- Wiesz co? Ja muszę jeszcze gdzieś wyskoczyć.- poinformowałeś ją. –  Do później.- musnąłeś przelotnie jej policzek ciepłymi wargami.
-Dobrze. Pa.-odwzajemniła pieszczotę.- Ale na pewno czujesz się już dobrze?
-Tak, tak. – odparłeś ochoczo.

***
"Nadal czuję się jak bezradne i niewinne dziecko,
które próbuje odnaleźć się w tym
popieprzonym świecie."

Zatrzasnąłeś drzwi srebrnego Hyundaia i pobiegłeś w głąb lasu, do którego zdecydowałeś się dotrzeć. Wilgotne od oznak twojego cierpienia policzki owiewał jesienny, lodowaty wiatr, przeszywając przy tym na wskroś materiał twojej czarnej klubowej bluzy, którą jedynie miałeś na sobie. Naciągnąłeś mocniej spoczywający na głowie kaptur i prychnąłeś pod nosem. Upadłeś na kolana i pociągnąłeś nosem. Wsunąłeś dłonie pod kawałek materiału osłaniający twoje ciemne włosy i złapałeś solidnie za ich kosmyki, czując bezsilność. Nim się zorientowałeś a z twojej krtani wydobył się rozległy, przeciągły krzyk. Oznaka rozpaczy, z którą nie potrafiłeś sobie poradzić.  Przeszył nieskazitelną ciszę wypełniającą skupisko drzew i rozniósł się echem po powierzchni lasu. Dygotałeś pod wpływem spazmu nawiedzającego twoje ciało i byłeś pewien, że jesteś na skraju wytrzymania, że niebawem nie będziesz potrafił się podnieść i rozegrać kolejnego spotkania na siatkarskim parkiecie jak gdyby ta sytuacja nie miała miejsca. Nie będziesz miał arsenału sił, aby ogrywać kolejnego dnia uśmiechającego się nieziemsko bruneta, który wszczepiał w każdego człowieka odrobine pozytywnego myślenia, a szczególnie umacniał w wierzę w swoje możliwości na treningu kolegów. Nie będziesz już miał chęci udawać, że wszystko co cię otacza zachowuje zadowalająca cię stabilność i wprawia w optymizm. Szlochając opadłeś na biodra, nie zważając, że wilgotne od długotrwałego deszczu liście, którymi usłane jest podłoże tworzą mokre ślady na twoich spodniach, przenikając przez ich warstwę tkaniny. Sięgnąłeś do kieszeni górnej partii ubrania i badałeś intensywnym wzrokiem połyskującą pod wpływem strumienia światła wydzielanego przez księżyc unoszący się na grafitowym niebie powierzchnię metalu. Nie pamiętałeś nigdy momentu, abyś się nie zawahał. Zawsze rozważałeś w głowie, czy to słuszne. Doskonale znałeś odpowiedź, ale mimo to kolejny raz zacisnąłeś powieki i przeciąłeś ostrzem nawierzchnię skóry. Syknąłeś z powodu przeszywającego twoją kończynę bólu, ale osunąłeś materiał skarpetki ku dołowi i wykonałeś kolejne ciosy. Przesiąknięte irytacją, furią i zawiścią.
- Nienawidzę cię, Janek! Słyszysz?! Nienawidzę!-wydzierałeś się na całe gardło.- To ty mi ją odebrałeś! Odebrałeś mi moje szczęście!-zawyłeś rozgoryczony.

~*~
Kolejna część melancholii Tomka :( Janek coś podejrzewał, ale chyba młodszy Fornal go zaspokoił choc kto wie ;) Tytus nie wytrzymał i ponownie użył żyletki, ale skoro jego ukochana zadała mu taki cios, zgadzając się zostać żoną jego brata to... Po jutrze główny bohater będzie przez mnie widziany na własne oczy także już się nie mogę doczekać go w mam nadzieję zdecydowanie pozytywniejszej odsłonie niż tutaj :D Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;*


wtorek, 11 września 2018

Trzeci


"Myślałem, że Cię nie zapamiętam, a nie
potrafię zapomnieć."

       Blondyn uśmiechający się łagodnie, ale szczerze i ona obejmowana przez niego solidnie z błogim śmiechem wyciskającym się na jej ustach. Jej czekoladowe tęczówki skryte pod przymkniętymi powiekami i rozwiane, ciemne kosmyki na wietrze. Taką miałeś ją oglądać przy swoim boku, a nie upuszczać telefon na widok każdej takiej fotografii zamieszczonej przez Janka lub przez nią samą na portalu społecznościowym. Zacisnąłeś szczękę i wyprowadzony z równowagi uderzyłeś dłonią w miękki materac, na którym spoczywałeś. Zaniepokojony twoim zachowaniem Michał wyłonił się zza kuchni, a ty jedynie posłałeś mu wymuszony, subtelny uśmiech, informując, że to tylko telefon po raz kolejny ci upadł i nieco się zdenerwowałeś. Pokiwał niepewnie głową na twoje słowa i wrócił do przygotowywania dla was posiłku. Ty natomiast runąłeś na miękki materac łóżka i wypuściłeś powietrze ze świstem. Coraz ciężej było ci ukrywać swoją frustracje zaistniałą sytuacją przed otoczeniem. Dzisiejszy trening w twoim wykonaniu był festiwalem autów i konkursem na jak najdalsze skierowanie piłki za obszar boiska. Widziałeś ten zawód w oczach trenera. Kręcił z dezaprobatą głową, a ty obawiałeś się, że jednym takim razem zaprezentowaniem słabszej dyspozycji mógł cię wykreślić z wyjściowego składu, choć nowy sezon to nowe karty. Może miał zamiar całkowicie przemeblować wyjściową szóstkę? Westchnąłeś głośno, dostrzegając wybudzenie się ekranu twojego telefonu ze stanu czuwania. Ująłeś go w dłoń i odblokowałeś, aby po chwili mknąć wzrokiem po wyświetlaczu i odczytywać rujnującą twój dzień wiadomość. Prychnąłeś pod nosem, przyswajając do siebie informacje zawierającą zaproszenie na wspólne spożycie posiłku w twoim rodzinnym domu wraz z parą zakochanych w składzie. Wystukałeś pośpiesznie odpowiedź, że nie czujesz się najlepiej, po czym otrzymałeś treść, że to naprawdę ważne dla Janka. Przewróciłeś jedynie oczami i  przystałeś na jego prośbę, meldując przybycie do Krakowa za maksymalne 4 godziny. Potrzebowałeś czasu, aby nastawić swoją psychikę na oglądanie brunetki przy boku blondyna.
-Bicek, ja jednak podziękuję za obiad.-mruknąłeś w jego kierunku z nikłym uśmiechem na ustach, sięgając po szklankę soku pomarańczowego.
-A tobie co?- zmarszczył brwi atakujący, badając cię wnikliwym wzrokiem.-Na diecie wacikowej jesteś, że mojego kurczaka nie chcesz smakować?- zaśmiał się pod nosem, wsadzając kawałek mięsa do ust.
Pokręciłeś głową roześmiany i zająłeś miejsce przy kuchennym stole naprzeciwko twojego kompana.
-Nie. Oczywiście, że nie.-odparłeś rozbawiony.- Właśnie przed chwilą Janek zaprosił mnie do domu na rodzinny obiad.-oświadczyłeś, wpatrując się pustym wzrokiem w napój zgromadzony w naczyniu.
-I wolisz ryzykować otrucie się jego kuchnią zamiast spróbowanie mojego popisowego dania?!-rozwarł usta brunet, udając zdziwienie.- Hmmm.. Może chcę się oświadczyć Aurelii.-myślał głośno Michał.
Wzruszyłeś jedynie ramionami, udając obojętnego, ale wewnątrz zadrżałeś z obawy. Po refleksjach doszedłeś do wniosku, że to naprawdę było możliwe. Ich staż jako pary wynosił solidne trzy lata, czyli wystarczająco, aby podjąć kolejny krok względem wspólnej przyszłości. Zaprzeczałeś sobie w myślach. To nie mogło się wydarzyć. Przecież ty tego nie zniesiesz. Choć czy może być gorzej? Czy możesz rozpaść się na jeszcze więcej kawałeczków? Po opuszczeniu przez Filipa twojego mieszkania zgarnąłeś kluczyki z komody w salonie i zameldowałeś się we wnętrzu klubowego samochodu.


***
" I nagle zdajesz sobie sprawę, że to nie była 
miłość. To było całe twoje życie."

 Przekraczając próg rodzinnego azylu zdałeś sobie sprawę, że rodzicielka mogła cię zapisać do szkoły aktorskiej. To z jakim przekonaniem odgrywałeś rolę młodego, szczęśliwego siatkarza było niebywałym talentem. Choć obawiałeś się czy  nie odpowiada też za to fakt, że twoi najbliżsi znają cię zbyt słabo, skoro tak łatwo wierzą w twoje udawanie i nie potrafią zauważyć, że coś wyraźnie w twoim życiu jest nie tak. Opadłeś na wolne naprzeciwko blondynki miejsce przy długim, drewnianym stole usytuowanym w salonie i zerknąłeś na spoczywającą przy twoim lewym ramieniu brunetkę. Posłała ci serdeczny uśmiech, a ty poczułeś jak twoje serce zastyga, kiedy pod stołem wyłapałeś jak splata swoją drobną dłoń z wielką siatkarza. Pośpiesznie przeniosłeś wzrok gdzieś indziej, choć w głowie nadal ukazywał się obraz złączonych razem rąk. Blondyn wznosił znacznie kąciki ust, uraczając wszystkich domowników błogim uśmiechem, za który odpowiadała złodziejka twojego serca i przelotnie niejednokrotnie muskał usta Stawskiej, a ty czułeś narastającą chęć sięgnięcia portfela tkwiącego w tylnej kieszeni ciemnych spodni i wydostania z jego przegrody połyskującego metalu, a tym samym zesłania na siebie chwilowej ulgi. Z rozmyślań wyrwał cię uderzający łyżeczką o kieliszek Janek, który poderwał się z miejsca i poprosił tym samym o skierowanie na niego wzroku. Brunetka zaintrygowana oparła głowę na dłoni i przyglądała się mu uważnie. Starszy z rodzeństwa Fornal wysunął jej krzesło i zwrócił ku sobie po czym uklęknął na jedno z kolan. Dygoczącą ze stresu dłonią wydostał z kieszeni dresów czerwone pudełeczko, a ty poczułeś otulającą cię duszność.
-Słabo mi.-rzekłeś jedynie i skierowałeś się w stronę drzwi tarasowych.
Przymknąłeś je za sobą i oparłeś czoło o chłodną ścianę budynku, przymykając powieki. Z pod jednej z nich wydostała się słona ciecz sunąca po twoim bladym policzku ku dołowi. Nie miałeś zamiaru patrzeć na euforię twojego brata oraz twojej przyszłej szwagierki, bo przecież nie było wariantu, aby odrzuciła zaręczyny.  


~*~
Auć, moje serce! Podczas pisania tej części wyjątkowo mnie kuło :(  Tomek stracił ostatni nadziei, a jego brat i ukochana na jego nieszczęściu budują swoje szczęście :( Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i proszę śmiało wyrażajcie swoją opinię! ^^  Całuję i do zobaczenia za tydzień :* 

wtorek, 4 września 2018

Drugi


   "Dziś, gdy o Tobie myślę, gdy Cie nie ma przy mnie.
Jednego chce - wyjdź z mojej głowy, zanim z siebie wyjdę."    

     Owinąłeś wokół zdewastowanej przez srebro metalu kostki śnieżnobiały bandaż, zatracając się w widoku jak szkarłatna ciecz przelewa sią na jego nieskazitelną powierzchnie. Po chwili wyrwałeś się z transu i poderwałeś się z chłodnej podłogi, naciągając skarpetkę wyżej. Zgarnąłeś ze stolika usytuowanego w salonie kluczyki wyposażone w breloczek błękitno-żółtej Mikasy i pokonałeś schody w ekstremalnie szybkim tempie, krzywiąc się lekko na twarzy, gdy odczuwałeś przeszywającą falę bólu w okolicach stopy. Opadłeś na fotel kierowcy srebrnego Hyundaia i przekręciłeś kluczyki w statyce, aby już po chwili włączać się do ruchu ulicznego. Zirytowany wybijałeś rozbrzmiewający w twoim umyśle rytm smukłymi palcami o skórzaną nawierzchnię kierownicy, wpatrując się pustym wzrokiem w skupisko samochodów rozmieszczone przed tobą. Przymknąłeś powieki i odchyliłeś głowę do tyłu, wzdychając głośno, gdy twoje uszy otuliły rytmy znajomego rapu oraz dotykające cię dotkliwie słowa. Łzy balansowały na twoich powiekach, ale ostatecznie nie pozwoliłeś sobie na ich uwolnienie. Ona była twoim kompasem. Naprowadzała cię na odpowiednią ścieżkę w życiu. Na tor szczęścia i błogości, a teraz czułeś jedyne pochłaniającą cię z każdym dniem coraz bardziej pustkę. Z duszy towarzystwa z jakiej słynąłeś w szeregach radomskich siatkarzy czy złotego pokolenia juniorów stałeś się zaszytym wewnętrzu swojego mieszkania toczącym wieczne refleksje człowiekiem. Koledzy z drużyny dostrzegali twoją zmianę, ale nie dopytywali. Wiedzieli, że i tak nie uronisz ani jednego słowa wyjaśnienia. Nie chciałeś obarczać ich swoimi problemami. Musiałeś sobie z nimi sam poradzić, ale nie potrafiłeś się z nimi uporać. A właściwie z jednym. Z jedną raną wyrytą w twoim szlachetnym, kochającym tak żarliwie sercu. Jedynymi zmartwieniami jakimi dzieliłeś się z zawodnikami radomskiego klubu były dokuczające ci bóle mięśni po wyczerpującym treningu czy rozterki twoich rodziców, którym czasem zdarzało się ponieść emocjom. Sprawy sercowe wcześniej tak przez ciebie chętnie wylewane przed bełchatowskim środkowym czy rzeszowskim libero stały się skarbcem, do którego kluczyk posiadałeś wyłącznie tylko ty. Wplotłeś palce w gęste, ciemne, kasztanowe włosy i wypuściłeś głośno powietrze, zaczesując je do tyłu. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy tabun samochodów zaczął się przemieszczać. Skupiony na drodze oraz wsłuchujący się w utwory wydobywające się z twojego radia pokonywałeś kolejne kilometry, mknąc trasą szybkiego ruchu i po niespełna trzech godzinach zaparkowałeś przed jednym z krakowskich bloków. Zatrzasnąłeś za sobą drzwi samochodu i nacisnąłeś guzik na autopilocie, dbając o jego zamknięcie. Zdyszany wparowałeś do wnętrza lokalu zajmowanego przez brunetkę i znieruchomiałeś. Zastygłeś w progu, omiatając oszołomiony wzrokiem potłuczone talerze oraz kilka innych elementów zastawy stołowej. Pokręciłeś z niedowierzaniem głową, chwytając się za nią. Ostrożnie pokonałeś tor przeszkód z odłamków naczyń i odnalazłeś skuloną przy kuchennej szafce dziewczynę. Na twój widok momentalnie poderwała się z podłoża i zadarła na ciebie spojrzenie czekoladowych tęczówek. Strach i obawa rozlewające się  po nich sparaliżowały cię wewnątrz. Przywarła swoim drobnym ciałem do twojego i wtuliła się w ciebie ufnie, chlipiąc w materiał twojej szarej bluzy. Mocniej oplotłeś ramiona wokół jej pleców i gładziłeś je jedną dłonią, nadal nie mogąc uwierzyć w stan w jakim znajdowało się jej mieszkanie. Wyglądało jakby nadciągnął tu jakiś potężny kataklizm pokroju tornada.
    — Co się tutaj wydarzyło?— zapytałeś łagodnym tonem głosu, unosząc jej podbródek, aby mogła na ciebie spojrzeć.
  — Janek się na mnie wściekł. Powiedział, że go zdradzam a ja tylko byłam się spotkać z dziewczynami.— wypowiedziała drżącym głosem, a w jej oczach dostrzec się dało bezsilność.
     — Uderzył cię?—  nie chciałeś zadać jej tego pytania, ale musiałeś mieć pewność.
     — Nie! Tomek,  jak możesz tak w ogóle myśleć?!— oburzona wyrwała się z twojego uścisku.
  — Przepraszam. Nie powinienem, bo to mój brat, ale chciałem mieć pewność. — wytłumaczyłeś jej. — Spokojnie. Jesteś już bezpieczna. — szepnąłeś, muskając ustami jej czoło.
Skinęła jedynie głową i posłała ci wdzięczny uśmiech. Ponownie zagłębiła twarz w twojej bluzie, a ty wariowałeś, bo kwiatowa kompozycja jej perfum uderzyła w ciebie zdecydowanie za mocno, powodując spustoszenie w twoim umyśle. Tak bardzo pragnąłeś ją w takich momentach zapewnić, że ty będziesz zawsze, że nigdy jej nie skrzywdzić, że ją tak cholernie i przeklęcie kochasz, ale nie miałeś w sobie tyle odwagi. Jeden jej rozkoszny uśmiech i wymiękałeś. Skrywałeś się jak dziecko przed wymierzeniem kary przez rodziców za złe zachowanie.
   — On po prostu boi się, że cię straci. — mówiłeś cicho wprost do jej ucha. —  Dlatego jest taki przewrażliwiony. Jesteś dla niego ważna i nie chcę, abyś odeszła.
   — Nie odejdę.
   —  Ja to wiem, ale on już tak ma.
Nie odejdę. Te dwa słowa sprawiały, że nadzieja kiełkująca w tobie umierała śmiercią drastyczną i tragiczną. A jeszcze bardziej bolało cię to, że nie mogłeś zagłębić smukłych palców pod materiałem jej bluzki i rozkoszować się miękkością jej skóry, kiedy płonąłeś, gdy znajdowała się tak cholernie blisko. Tomaszu Fornal, cierpiałeś niemiłosiernie, ale wyrzekłeś się swojego szczęścia dla nie zaburzenia jej harmonii i błogości w życiu.


~*~
Przy pisaniu tej części prawie uroniłam łzy. Jestem tego coraz bliżej, ale jeszcze nie przekroczyłam tej granicy;) Umówmy się, że rozdziały będą co wtorek ^^ Każdej z Was pasuje? Chciałam raz w tygodniu by każda z Was nadążyła, bo w końcu nowy rok szkolny ^^  Także w tym miejscu pragnę Wam życzyć wielu piątek i szóstek, abyście pozdawały wysoko maturki i inne egzaminy oraz znalazły także chwilę czasu na moje bazgroły i dla siebie :D Całuję i do zobaczenia za tydzień! ; *
PS: Nowość pojawiła się także na Maślaku i Aleksandrze oraz za kilka godzin spodziewajcie się jej także na Bicku, Izie i Julii ^^