poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Pierwszy


"Gdybym mógł cofnąć czas zrobiłbym to raczej.
I nie poszedłbym z Tobą wtedy na ten pierwszy spacer."



   Dwadzieścia jeden dni. Miesiąc. Wystarczyło, aby pokochać ją mocniej niż błękitno-żółtą Mikasę. Kręciłeś głową z niedowierzaniem, że ta kobieta zdążyła tak wnikliwie zagłębić się w tobie po tak krótkim czasie. Otumaniła cię sobą. Byłeś na każde jej skinięcie, a teraz twój los podzielił starszy brat. Prychnąłeś pod nosem. To było niedorzeczne. Pamiętałeś jej słodkie usta drgające podczas wypowiedzenia zdania :
   — Janek nie jest w moim typie, natomiast ty, Tomaszu jak najbardziej.
Oświadczyła ci to z czarującym, rozkosznym uśmiechem, że uwierzyłeś. Przesunęła wtedy palcem po twojej nagiej klatce piersiowej i zatrzepotała zalotnie długimi, gęstymi rzęsami. Faktycznie często szeptała ci do ucha komentarze odnośnie zachowania Janka i zanosiła się uroczym śmiechem. Drwiła z niego. Później jednak nie zorientowałeś się nawet, kiedy zamknięta w twoich silnych ramionach odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła głęboko w twoje oczy. To nie było jedno z jej czułych spojrzeń. To było pozbawione wszelkich uczuć. Tym razem jej czekoladowe tęczówki nie emanowały blaskiem niczym promienie słońca. Wypełniała je pustka. Wszystko z nich uleciało w diametralnym tempie.  Biła od nich powaga, a jej wyraz twarzy był niewzruszony. Niczym świeżo zastygnięta rzeźba. Chwilę później szepnęła ci, że to nie ma sensu, że nie otrzymała tego oczekiwała, że… Jej słowa docierały do ciebie jak przez mgłę. Raniły cię jak garść sztyletów wymierzona prosto w twoją osobę. Ostrze każdego z nich trafiało w zupełnie inny obszar, ćwiartując twoje serce, nie pozostawiając najmniejszego kawałeczka. Obróciłeś pomiędzy smukłymi palcami chłodny kawałek metalu, wpatrując się uważnie w jego fakturę. Jego powierzchnia zetknęła się z twoją bladą skórą. Przymknąłeś powieki i skrzywiłeś się znacznie na twarzy, kiedy żyletka utworzyła za pomocą pociągnięcia pierwszą ranę na twojej skórze. Syknąłeś z bólu przy kolejnym muśnięciu ostrzem obszaru twojej kostki. Zatraciłeś się  w tym tak bardzo, że nawet nie spostrzegłeś chwili, w której słona ciecz błądziła po twoich policzkach, aby po wyznaczeniu na nich szlaku skapywać prosto na jasne kafelki w  łazience. Pociągnąłeś nosem i zachłysnąłeś się powietrzem, kiedy na wyświetlaczu komórki ukazała się fotografia 22-latki. Nie mogłeś teraz odebrać. Nie w stanie do jakiego się doprowadziłeś, odczuwając moment słabości. Osunąłeś się plecami po chłodnych płytkach i odchyliłeś głowę do tyłu, zaciskając powieki. Łkałeś cicho, nie mogąc powstrzymać przed oczami tej karuzeli wspomnień. Dygotałeś pod wpływem nawiedzającego cię spazmu. Tak bardzo pragnąłeś podzielić się przeżyciami związanymi z brunetką z kimś bliskim, z przyjacielem, ale wiedziałeś, że wtedy wyda się także do jakiego bólu się doprowadzałeś. Jednak ty nie potrafiłeś inaczej. Ostrze choć na chwilę zdejmowało z ciebie przygniatający cię ciężar psychiczny i wypełniało ukojeniem. Gdyby tylko dowiedział się o tym fakcie z twojego życia Michał… Już widziałeś tą kpinę rozlewającą się po jego błękitnych tęczówkach i teksty, że jest tyle pięknych kobiet wokół. Ty nie chciałeś innej. Pragnąłeś tylko jej. Twojej Aurelii. Zaczęło się tak niewinnie. Sierpień dwa tysiące piętnaście. Błogie uśmiechy na twarzach twoich rodziców, którzy oczekiwali chwili wytchnienia po kilkunastu miesiącach pracy i beztroski śmiech twojego starszego brata, który po rozstaniu z narzeczoną wreszcie podniósł się z popiołów, odzyskując energię do życia. Zaśmiałeś się pod nosem, kiedy rodzicielka spoglądała na was z niedowierzaniem zza przeciwsłonecznych okularów a były siatkarz kręcił z rozbawieniem głową, gdy wraz z blondynem pognaliście na boisko do plażówki. Ten jeden set. Nie miałeś pojęcia, że jeszcze tak istotny w twoim życiu. Brunetka z perlistym, uwodzicielskim uśmiechem przyodziana w czerwone bikini i chichocząca pod nosem podczas bronienia jednej z wymagających piłek. Wzrok twojego brata pełen iskierek pożądania, twoje oczarowanie jej osobą. Jednak błąd popełniłeś dopiero, gdy przystałeś ochoczo na jej wieczorny spacer przy zachodzie słońca. Wiśniowy posmak jej balsamu nadal odczuwalny był w twoich kubkach smakowych. Jej aksamitne usta niespodziewanie draskające twoje wargi, twoje smukłe palce wbite w jej pośladki, słońce chowające się powoli w tle… dwudziesty szósty sierpnia dwa tysiące piętnaście. Dzień, w którym przeżyłeś najprzyjemniejszą chwilę twojego życia czy popełniłeś jego największy błąd? Patrząc na jej rozpromienioną twarz w obliczu blondyna można było rzec, że zdecydowanie druga opcja.
   — Aurelia?   — mruknąłeś do słuchawki, gdy wybrałeś jej numer.
   — Tomek, dlaczego nie odebrałeś?   — zaniepokojenie wyczuwalne było w jej głosie.
   — Spałem.   — skłamałeś, ale nie poczułeś wyrzutów sumienia, gdyż byłeś przyzwyczajony do wykonywania tego od trzech lat.
   — Janek…
   — Zaraz będę, skarbie.


środa, 22 sierpnia 2018

Prolog

        „Wierzyłem w nas nawet,
gdy cały świat był temu przeciw.”

      Przewróciłeś niezauważalnie dla niej oczami, wysłuchując jej melodyjnego głosu przepełnionego zachwytem i zafascynowanie. Od dobrych piętnastu minut rozpływała się nad osobą blondyna, a ty tradycyjnie urozmaiciłeś swoją twarz w subtelny uśmiech i grałeś. Grałeś jak na boisku. Odgrywałeś rolę zadowolonego z tego, że ona jest szczęśliwa, a tak naprawdę wewnątrz ciebie płonęły wszystkie twoje narządy. Każdy skrawek twojego ciała przeszywała wściekłość. Przybierałeś dobrą minę do złej gry. Pocierałeś dłonią jej odkryte ramie i chłonąłeś błękitnymi tęczówkami jej oświetloną przez blask księżyca twarz. W jej ciemnych tęczówkach, gdy zwróciła głowę w twoim kierunku uchwyciłeś połyskujące iskierki. Jej oczy śmiały się do ciebie, ale nie z twojego powodu. Śmiały się dzięki niemu. To on sprawiał, że promieniała, zakwitała każdego dnia, choć doskonale pamiętałeś jak często przybiegała do ciebie roztrzęsiona i jak na jej powiekach balansowały łzy, a później słona ciecz wypełniała materiał twojej koszulki. Przeżyłeś sią już kilka takich nocy. Skąpanych bezsennością i czuwaniem nad nią, aby ostygła po wcześniejszych wydarzeniach, aby ochłonęła i nie podejmowała pewnych decyzji w emocjach. Zbyt często łapałeś się na wędrówkach do otchłani twojego umysłu, do retrospekcji, do których nie powinieneś sięgać. Zanurzenie w nich z każdym razem stawało się dla ciebie coraz bardziej niebezpieczne, Tomaszu. Wydarzenia tamtych kilku tygodni uderzały w ciebie niczym bumerang, aby po chwili odlecieć, bo przecież stały się ulotnymi chwilami, a nie rzeczywistością, teraźniejszością jakiej pragnąłeś. Miały postać  najpiękniejszych momentów uwiecznionymi niczym na fotografii przez polaroid.  Pamiętałeś, a raczej nie potrafiłeś zapomnieć kiedy to przy twoim boku widniała brunetka. Roześmiana uwieszała się na twojej szyi na przywitanie choćby od waszego ostatniego widzenia minęło kilka godzin a nie tygodni i naciągała jak tylko to możliwe, aby skraść z twoich ust długi, czuły pocałunek. Ubóstwiałeś chwilę, kiedy twoja głowa spoczywała na jej kolanach a ona bawiła się twoimi ciemnymi, gęstymi włosami. Przymykałeś wtedy powieki i wsłuchiwałeś się w jej cichy chichot, gdy zadowolony  z jej drobnych palców buszujących w twoich kosmykach wydawałeś z siebie liczne pomruki. Lubiłeś wodzić nosem wzdłuż jej szyi i choć było ci ciężko zapanować nad swoimi zmysłami, gdy znajdowała się obok do niczego więcej nigdy nie doszło. Z perspektywy czasu czułeś się usatysfakcjonowany z tego powodu, ponieważ wtedy jeszcze trudniej byłoby ci zaakceptować obecną sytuację. Choć czy ty się z nią w ogóle pogodziłeś? Zaakceptowałeś ją?  Przecież każdej nocy toczyłeś wewnętrzną wojnę z własnymi myślami, chcąc pokonać mętlik jaki zasiała w twojej głowie brązowooka. Ona uwielbiała, kiedy obsypywałeś pocałunkami jej kark czy opuszkami palców sunąłeś po jej ramieniu. Ty natomiast kochałeś ten błogi stan, kiedy łaskotała cię ciemnymi kaskadami po klatce piersiowej, gdy jej głowa znajdowała się na twoim torsie, a dokładniej lewej piersi, aby wsłuchiwać się w rytm bicia twojego serca i przy nim odpływać do krainy Morfeusza. Muskałeś wtedy ustami jej czoło i patrzyłeś jak zahipnotyzowany na jej niewinną twarz skąpaną w świetle księżyca. Byłeś jej przyjacielem. Bratnią duszą jak często twierdziła, a w głębi nie czerpałeś radości z jej szczęścia. Czy tak zachowują się przyjaciele? Czy przez swoją przyjaciółkę zadają sobie ból fizyczny? Lśniąca żyletka od dłuższego czasu zapatrywała wnętrze twojego portfelu i sprowadzała ukojenie z każdym kolejnym draśnięciem twojej skóry przy kostkach. Nie mogłeś pozwolić sobie na rany zadane w innym miejscu. Przyjaciele by zauważyli. Materiał skarpetek idealnie skrywał blizny po chwilach słabości. Wszyscy sądzili, że to ty jesteś tym lepszym z rodzeństwa Fornal. Na pozór przecież posiadałeś tak wiele. Zawsze rozpromieniony kroczyłeś  przez świat, szerząc na skalę danego miejsca pozytywne nastawienie, dzieląc się swoją jedyną pasją w życiu. Posiadałeś niebywały urok osobisty, o czym świadczyły tłumy kobiet od jakich się odganiałeś, nie dostrzegając w nich jej. Tej, która prawie trzy lata temu osiedliła się w twoim niezwykle gorąco kochającym sercu. Podbijałeś parkiety polskiej ligi, pnąc się w statystykach, walcząc o stałe miejsce w kadrze narodowej. Rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. A idealnie odzwierciedlało ją jedno zdanie. Tamten Tomasz Fornal umarł niespełna trzy lata temu. Ten obecny obumierał z każdym dniem coraz głębiej. Zachowywałeś tylko pozory, namiastkę tego do czego przyzwyczaiłeś otaczających cię ludzi. Nie chciałeś pomocy. Nie było dla ciebie jakiekolwiek światełka w tunelu. Jedyne usytuowane było obok ciebie i wystukiwało na wyświetlaczu telefonu zapytanie o obecną lokalizację Janka, niecierpliwiąc się na jego powrót. Musnąłeś delikatnie czoło dziewczyny i oświadczyłeś ze zmęczonym uśmiechem, że jesteś wyczerpany i uciekasz spać. Skinęła jedynie głową i pożyczyła ci dobrej nocki. Opadłeś na miękki materac łóżka i zawyłeś w poduszkę, ostatkami sił, starając się przezwyciężyć cisnące ci się do oczu łzy. Przegrałeś. Wilgotne policzki przywarłeś bardziej do materiału poduszki i przymknąłeś powieki.
    - Aurelia, dlaczego ty mi to robisz?-jęknąłeś z żalem, wpatrując się w sufit

~*~
Coś  spontanicznego, coś napisanego pod wpływem chwili, coś wyjątkowego i coś innego niż zazwyczaj, ale coś także z cząstką mnie. Potrzebuję takiej odmiany i mam nadzieję, że i Wam przypadnie ona do gustu :3  Ten pomysł zawdzięczam w znacznej mierze nutce rozbrzmiewającej w tle oraz Olcii, która historią Andiego i Lisy nabroiła mi ochoty na napisanie czegoś melancholijnego, dramatycznego i bardzo uczuciowego. O humor może tu być ciężko nie to co w moich wcześniejszych historiach, ale wierzę, że zostaniecie częścią tej ważnej poniekąd dla mnie historii ^^ Całuję i do zobaczenia w kolejnym tygodniu! ;*
PS : Co Wy na to by rozdziały pojawiały się co wtorek? ;)