"Gdybym mógł cofnąć czas zrobiłbym to raczej.
I nie poszedłbym z Tobą wtedy na ten pierwszy spacer."
Dwadzieścia jeden dni. Miesiąc. Wystarczyło, aby pokochać ją mocniej niż błękitno-żółtą Mikasę. Kręciłeś głową z niedowierzaniem, że ta kobieta zdążyła tak wnikliwie zagłębić się w tobie po tak krótkim czasie. Otumaniła cię sobą. Byłeś na każde jej skinięcie, a teraz twój los podzielił starszy brat. Prychnąłeś pod nosem. To było niedorzeczne. Pamiętałeś jej słodkie usta drgające podczas wypowiedzenia zdania :
— Janek nie jest w moim typie, natomiast ty, Tomaszu jak najbardziej.
Oświadczyła ci to z czarującym,
rozkosznym uśmiechem, że uwierzyłeś. Przesunęła wtedy palcem po twojej nagiej
klatce piersiowej i zatrzepotała zalotnie długimi, gęstymi rzęsami. Faktycznie
często szeptała ci do ucha komentarze odnośnie zachowania Janka i zanosiła się
uroczym śmiechem. Drwiła z niego. Później jednak nie zorientowałeś się nawet,
kiedy zamknięta w twoich silnych ramionach odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła
głęboko w twoje oczy. To nie było jedno z jej czułych spojrzeń. To było
pozbawione wszelkich uczuć. Tym razem jej czekoladowe tęczówki nie emanowały
blaskiem niczym promienie słońca. Wypełniała je pustka. Wszystko z nich
uleciało w diametralnym tempie. Biła od
nich powaga, a jej wyraz twarzy był niewzruszony. Niczym świeżo zastygnięta
rzeźba. Chwilę później szepnęła ci, że to nie ma sensu, że nie otrzymała tego
oczekiwała, że… Jej słowa docierały do ciebie jak przez mgłę. Raniły cię jak
garść sztyletów wymierzona prosto w twoją osobę. Ostrze każdego z nich trafiało
w zupełnie inny obszar, ćwiartując twoje serce, nie pozostawiając najmniejszego
kawałeczka. Obróciłeś pomiędzy smukłymi palcami chłodny kawałek metalu,
wpatrując się uważnie w jego fakturę. Jego powierzchnia zetknęła się z twoją
bladą skórą. Przymknąłeś powieki i skrzywiłeś się znacznie na twarzy, kiedy
żyletka utworzyła za pomocą pociągnięcia pierwszą ranę na twojej skórze.
Syknąłeś z bólu przy kolejnym muśnięciu ostrzem obszaru twojej kostki.
Zatraciłeś się w tym tak bardzo, że
nawet nie spostrzegłeś chwili, w której słona ciecz błądziła po twoich
policzkach, aby po wyznaczeniu na nich szlaku skapywać prosto na jasne kafelki
w łazience. Pociągnąłeś nosem i
zachłysnąłeś się powietrzem, kiedy na wyświetlaczu komórki ukazała się
fotografia 22-latki. Nie mogłeś teraz odebrać. Nie w stanie do jakiego się
doprowadziłeś, odczuwając moment słabości. Osunąłeś się plecami po chłodnych
płytkach i odchyliłeś głowę do tyłu, zaciskając powieki. Łkałeś cicho, nie
mogąc powstrzymać przed oczami tej karuzeli wspomnień. Dygotałeś pod wpływem
nawiedzającego cię spazmu. Tak bardzo pragnąłeś podzielić się przeżyciami
związanymi z brunetką z kimś bliskim, z przyjacielem, ale wiedziałeś, że wtedy
wyda się także do jakiego bólu się doprowadzałeś. Jednak ty nie potrafiłeś
inaczej. Ostrze choć na chwilę zdejmowało z ciebie przygniatający cię ciężar
psychiczny i wypełniało ukojeniem. Gdyby tylko dowiedział się o tym fakcie z
twojego życia Michał… Już widziałeś tą kpinę rozlewającą się po jego błękitnych
tęczówkach i teksty, że jest tyle pięknych kobiet wokół. Ty nie chciałeś innej.
Pragnąłeś tylko jej. Twojej Aurelii. Zaczęło się tak niewinnie. Sierpień dwa
tysiące piętnaście. Błogie uśmiechy na twarzach twoich rodziców, którzy
oczekiwali chwili wytchnienia po kilkunastu miesiącach pracy i beztroski śmiech
twojego starszego brata, który po rozstaniu z narzeczoną wreszcie podniósł się
z popiołów, odzyskując energię do życia. Zaśmiałeś się pod nosem, kiedy
rodzicielka spoglądała na was z niedowierzaniem zza przeciwsłonecznych okularów
a były siatkarz kręcił z rozbawieniem głową, gdy wraz z blondynem pognaliście
na boisko do plażówki. Ten jeden set. Nie miałeś pojęcia, że jeszcze tak
istotny w twoim życiu. Brunetka z perlistym, uwodzicielskim uśmiechem
przyodziana w czerwone bikini i chichocząca pod nosem podczas bronienia jednej
z wymagających piłek. Wzrok twojego brata pełen iskierek pożądania, twoje
oczarowanie jej osobą. Jednak błąd popełniłeś dopiero, gdy przystałeś ochoczo
na jej wieczorny spacer przy zachodzie słońca. Wiśniowy posmak jej balsamu
nadal odczuwalny był w twoich kubkach smakowych. Jej aksamitne usta
niespodziewanie draskające twoje wargi, twoje smukłe palce wbite w jej
pośladki, słońce chowające się powoli w tle… dwudziesty szósty sierpnia dwa tysiące piętnaście.
Dzień, w którym przeżyłeś najprzyjemniejszą chwilę twojego życia czy popełniłeś jego największy błąd? Patrząc na jej rozpromienioną twarz w obliczu
blondyna można było rzec, że zdecydowanie druga opcja.
— Aurelia? — mruknąłeś do
słuchawki, gdy wybrałeś jej numer.
— Tomek, dlaczego nie
odebrałeś? — zaniepokojenie wyczuwalne było w jej głosie.
— Spałem. — skłamałeś, ale nie
poczułeś wyrzutów sumienia, gdyż byłeś przyzwyczajony do wykonywania tego od
trzech lat.
— Janek…
— Zaraz będę, skarbie.